Marta Marika Kosakowska - dziewczyna na szosie

Warszawa, 20.07.2017

Od lat zaskakuje nas muzyczną wrażliwością i pięknym głosem. Ale tym razem powaliła nas konsekwencją i siłą mięśni. Oto dziewczyna z okładki z najnowszego numeru "GIRLS. Dziewczyny trenują" - Marta Marika Kosakowska.

Delikatna, filigranowa blondynka, która powala siłą głosu i mądrymi tekstami piosenek. Okazuje się, że poza mocnym wokalem i siłą serca, o której śpiewa, ma także bardzo silne mięśnie i charakter. Sama o sobie mówi, że w rywalizacji sportowej jest jak bulterier. Gdy postawi sobie cel – nie odpuszcza! W jej sportowym życiorysie pojawiało się bieganie, crossfit i sporty wodne. Jednak to rower okazał się prawdziwą fascynacją. Naszej redakcji Marta Marika Kosakowska zdradza swoje ulubione rowerowe trasy, opowiada jakie funkcje w jej życiu pełni sport i mówi jak wysiłek fizyczny wpływa na oczyszczanie głowy i duszy.

Śpiewanie, koncerty, a przede wszystkim trasy – to wielki wysiłek. Czy poza przygotowaniem artystycznym konieczny jest trening fizyczny?

Nie wiem czy dla wszystkich, ale mogę mówić o własnych doświadczeniach. Kiedy zawalam treningi, jest to bardzo odczuwalne w śpiewaniu. Wszystko spada na pysk. Słabiej się trzyma wszystkie dźwięki, człowiek nie jest jak napięta struna, jest hmm... sflaczały. A śpiewanie to przecież granie na instrumencie, którym jest nasze ciało. Musi być dobrze nastrojone i emocjonalnie i fizycznie, żeby dobrze grało. Po to są treningi wokalne i sportowe.

Sport jest obecny w twoim życiu od wielu lat. Różne dyscypliny wypełniają różne zadania w twoim życiu. Kiedyś mówiłaś, że bieganie daje poczucie wolności i radość, zwłaszcza gdy trasa wiedzie przez mosty, nadal tak jest, czy dzisiaj tę funkcję pełni rower?

Do biegania mam podejście napadowe, czyli jak mnie coś napadnie – to biegnę np. 10 kilometrów. Nie jest to mądre, bo potem np. nieco ubolewam, że mi się coś w pachwinie naciągnęło, ale na mnie wszystko się goi jak na psie. I też staram się rozumieć, że moje urażone mięśnie, są trochę jak zranione kobiety. Możesz je zostawić i one będą trwać w tym urazie, ale lepiej udobruchać je przytulając i dotykając – zabrać na rower albo masaż. Albo pojechać na masaż na rowerze! Szybciej wychodzą z kąta i się nie dąsają.

Sport daje niesamowitą, czystą, szczerą, skondensowaną radość. Właśnie ta radość malowała się na Twojej twarzy, gdy przejechałaś swoje pierwsze 100 km. „Poziom radości wzrasta, jak ciasto na pączki” – pisałaś na FB. Jakich emocji dostarczają ci dwa kółka?

Czuję radość, że się jest i można tak pędzić. Wolność. Podziw, bo świat ładny i niebo nad głową. Wdzięczność. Lubię bacznie obserwować rzeczywistość.

Jakim typem rowerzystki jesteś?

Początkującej, ale dzikawej, odważnej. Nie boję się prędkości. Nie marudzę w trasie. Podoba mi się jazda na kole i budowanie zaufania, kiedy jedzie się z kimś.

Miłością do roweru zaraził cię mąż. Jak wspólna pasja sportowa wpływa na waszą relację? Układ uczeń/mistrz czy stanowicie drużynę? Rywalizujecie czy wzajemnie się motywujecie i wspieracie?

Czasem się ścigamy, ale na razie ja jestem w tym układzie padawanem. Paweł Jan bardzo mnie inspiruje i wspiera. No i wspaniale jest spędzać razem czas, wiadomo.

Z Martą Mariką Kosakowską rozmawiała Karina Terzoni, autorem zdjęć jest Michał Sumiński. Cały wywiad znajdziesz w szóstym numerze "GIRLS. Dziewczyny trenują". Zapraszamy do lekury!

pozostałe artykuły